Wiele zespołów, szczególnie typowo męskich lub handlowych, oczekuje na wyjazdach integracyjnych rywalizacji. Choć wprowadzając ją do gier, najłatwiej takie zespoły zmotywować do aktywności, jest to błąd metodyczny. Rywalizacja podgrup jest bowiem przeciwieństwem jednoczenia grupy na rzecz wspólnego celu. A przecież team building ma skłaniać do „gry do wspólnej bramki”. Wystarczy jednak zamienić „rywalizację przeciwko rywalom” na „rywalizację o coś” – by utrzymać motywację, ale doprowadzić do współpracy.
Rywalizacja to naturalny motywator. W pracy stosowany głównie w działach sprzedaży, podczas wyjazdów integracyjnych – powszechnie. Uczestnicy zostają podzieleni na drużyny, a prowadzący ogłasza że grupa, która w ciągu dnia zdobędzie najwięcej punktów, wygra nagrodę. Czasem niebagatelną – bywa, że i żywą gotówkę (albo jej ekwiwalent w bonie zakupowym).
Oczywiście to nakręca współzawodnictwo: jedni walczą by wygrać z rywalami, inni o nagrodę. Niezależnie od motywu, po kilku grach pojawia się – w drobnej skali – efekt znany z eksperymentu więziennego Zimbardo. „Oni oszukują” czy „prowadzący faworyzuje grupę w której jest prezes” – takie głosy pojawiają się często. Krok po kroku, rywalizacja prowadzi do niesnasek, okopywania się w swojej grupie i niechęci do przeciwników. Owszem, w grupach następuje mocna integracja – bo wspólny wróg jednoczy. Jednak pomiędzy grupami nie ma już współpracy i jedności. Nie ma myślenia o interesie wspólnym, całej firmy. Silosowość – powszechny problem w wielu korporacjach – zostaje pogłębiona. Sami uczestnicy wracają z wyjazdu często zadowoleni (nawet „przegrani” doceniają atrakcyjność zabaw). Jednak z punktu widzenia celów team building, wyjazd wyrządził więcej złego niż dobrego.
„Jeśli nie uruchomimy rywalizacji, uczestnicy nie będą chcieli się bawić” – tłumaczą się trenerzy. Naszym zdaniem – nieprawda. Po prostu ci trenerzy nie mają pomysłu, jak motywator „rywalizacja” wykorzystać (już pomijać fakt, ze można go zastąpić innymi: niespodziankami, humorem, nietypowością programu, wyzwaniami).
W naszych programach uczestnicy też rywalizują. Wykorzystujemy trzy mechanizmy rywalizacji:
- Z rekordem. Od lat notujemy wyniki osiągane przez różne grupy w naszych grach. Mamy rekordy branżowe, roczne, wg. grup zawodowych czy krajów. Niewiele rzeczy tak „wkręca” grupy jak możliwość podjęcia próby pobicia rekordu wszechczasów.
- Z nietypową grupa porównawczą. Pracując jako wolontariusze np. na Uniwersytecie Dzieci, często prowadzimy eksperymenty z ośmiolatkami. W wielu z nich są lepsi od dorosłych. Gdy mówimy grupie np. menedżerów, że jeśli się sprężą to może pobiją ośmiolatków, łączymy rywalizację z humorem. Nie jest to jednak rywalizacja przeciwko sobie.
- Z trenerem. To on odgrywa rolę zewnętrznego wroga. Np. konkurenta w grach symulacyjnych, albo „złodzieja” w grach kryminalnych. A jak już wspomnieliśmy, nic tak nie integruje jak wspólny wróg. Tylko że teraz nie jest nim nikt z kolegów z pracy…
Chcą Państwo porywalizować – ale o coś a nie przeciwko komuś? Serdecznie zapraszamy.