Zdecydowaliśmy się na organizację szkolenia team building w formie tzw. outdoor. Mamy przed sobą oferty kilku firm i dylemat: którą wybrać. O co warto spytać przedstawicieli firmy i na co zwracać uwagę?
Tzw. Outdoor pojawił się w Polsce niedawno i wciąż jest wiele przedsiębiorstw, które nie miały okazji jeszcze z niego skorzystać. Jeśli się zdecydują zamówić takie szkolenie, ich dyrektorzy personalni mają kłopot – jak ocenić propozycję firmy szkoleniowej? Podobny kłopot mają ci szefowie, którzy mają już za sobą pierwsze, ale negatywne doświadczenia outdoorowe. Czasem, mimo że wiedzą, co się nie udało, wciąż nie są w stanie powiedzieć, co zmienić w przyszłych treningach.
Żeby uniknąć niemiłych niespodzianek, warto zadać firmie oferującej trening poniższe pytania:
- Czy firma szkoleniowa oferuje tylko szkolenia integracyjne, czy także edukacyjne?
Większość oferowanych w Polsce szkoleń terenowych skupia się na budowaniu zespołu, poprawie współpracy w istniejącym już zespole, albo stanowi formę wydarzenia integracyjno – motywacyjnego. Jeśli firma – klient oczekuje realizacji wyłącznie powyższych celów, przygotowanie szkolenia nie jest trudne. Liczy się ciekawy pomysł, sprawność organizacyjna i zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom.
Jeśli jednak chodzi nam o efekt edukacyjny (komunikacja, radzenie sobie z konfliktami, zarządzanie zmianami, zarządzanie projektem, umiejętność planowania, zarządzanie czasem) to warto dokładniej przyjrzeć się propozycji szkoleniowej. Na polskim rynku jest kilka firm, które dobrze opanowały umiejętność prowadzenia outdooru edukacyjnego. Jednak większość szkoleniowców, nawet jeśli deklaruje edukację, zapewnia jedynie integrację i zabawę. Trzeba więc z żelazną konsekwencją pytać: szkolenia z jakich tematów, w jaki sposób i dla jakich klientów państwo prowadzili? Brak konkretnej odpowiedzi („robiliśmy trochę o komunikacji i o pracy w zespole”) nie jest dobrą wróżbą.
- Jeśli cel jest edukacyjny – to czy firma buduje swoje szkolenia w oparciu o konkretny model kształcenia?
Szkolenia integracyjne mogą być wykańczającym maratonem losowo dobranych zabaw i ćwiczeń. Musi ono opierać się na założeniu, że uczestnicy najpierw czegoś doświadczają, potem to omawiają i analizują, a wreszcie – poprzez przeniesienie wniosków z zabawy na grunt pracy zawodowej i codziennych obowiązków – planują, jak wdrożyć to w praktyce (więcej o tym w artykule Zbigniewa Kierasa ‘Przygoda z treningiem czy trening z przygodami”, Szkolenia Pracownicze, grudzień’99). Możliwa jest tu do wykorzystania np. koncepcja Experiential Learning Process (Proces Uczenia Doświadczalnego), która przedstawiałem w czerwcowych Szkoleniach Pracowniczych.
Jeśli trenerzy nie zostawią w programie miejsca na dyskusję, analizę wniosków i indywidualne przemyślenia, to nie należy sądzić, iż uczestnicy wiele się nauczą. Pozostanie im w głowach wyłącznie wspomnienie ekstremalnych zajęć. W praktyce zabawy terenowe nie powinny zajmować więcej niż połowy całego czasu szkolenia.
- Czy trenerzy samodzielnie wymyślają ćwiczenia i gry terenowe – pod potrzeby konkretnego zlecenia – czy też korzystają jedynie z posiadanego zestawu ćwiczeń?
Dobra firma szkoleniowa posiada w swojej kolekcji opisy bardzo wielu ćwiczeń i zabaw. Ważne jest jednak, by trenerzy potrafili wymyślić też coś nowego.
Po pierwsze zmniejsza to ryzyko, że doświadczeni weterani szkoleń terenowych będą się nudzić. Nie jest przyjemnie rozwiązywać po raz drugi tą samą zagadkę terenową, albo uczestniczyć w tej samej „przypadkowej” wyprawie ratunkowej. Szczególnie kłopotliwe może to być, kiedy część grupy już zna ćwiczenie i nie pozostawia pozostałym szansy zmagania się z niespodziankami.
Po drugie nie zawsze ćwiczenie „z katalogu” będzie idealnie pasowało do tematyki szkolenia, poziomu zaawansowania grupy i oczekiwań uczestników.
Dlatego warto spytać trenerów, czy potrafią sami wymyślić nową grę i poprosić o przykłady takowych z wcześniejszych szkoleń. Oczywiście nie należy wymagać by wszystkie ćwiczenia były wymyślone od zera – czasem te sprawdzone doskonale się nadają, a ich użycie jest znacznie tańsze. Nowe ćwiczenie wymaga bowiem zakupu nowego typu wyposażenia i przetestowania go.
- Czy można zażyczyć sobie ćwiczeń mniej ekstremalnych, ale bardziej innowacyjnych?
Jeśli chodzi nam o osiągniecie wyłącznie efektu edukacyjnego lub integracyjnego, ale nie czujemy potrzeby szokowania pracowników, nie musimy kupować najbardziej ekstremalnej wersji szkolenia. Wykorzystanie pontonów, jeepów i spadochronów oczywiście podnosi atrakcyjność treningu, ale nie jest konieczne. Jeśli nie stać nas na szalone wydarzenia, możemy zażyczyć sobie szkolenia możliwego do przeprowadzenia w ogrodzie czy lesie.
Wadą takiego treningu jest oczywiście mniejsza ilość wrażeń. Zaletą: większa nietypowość proponowanych ćwiczeń. Dobry trener jest bowiem w stanie, wykorzystując zasoby dostępne w sklepach sportowych, technicznych i budowlanych, wymyślić bardzo nietypowe zabawy czy gry. Mogą one okazać się dobrym pomysłem także dla tych firm, które stać jest na spadochrony i jeepy, ale ich pracownicy już to widzieli.
- Gdzie kształcili się i jakie mają doświadczenie trenerzy firmy?
Prowadzenie szkoleń terenowych wymaga innych niż tradycyjny trening umiejętności. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by ktoś potrafił prowadzić i szkolenia terenowe i te w sali konferencyjnej. Jednak do outdoorowych musi być specjalnie przeszkolony.
Trening outdoorowy przebiega w zupełnie innej niż tradycyjny formie. W znacznie większym stopniu odwołuje się do doznań kinestetycznych i wnioskowania na podstawie własnych doświadczeń. Jest też oparty w większym stopniu na metaforach, które później trzeba umieć przenieść na grunt zawodowy. Wreszcie, jest znacznie bardziej nieprzewidywalny. Często wręcz sprawia wrażenie chaosu – uczestnicy biegają po lesie, budują dziwne urządzenia, wykonują szalone ćwiczenia. Trener musi nad tym chaosem zapanować. Ale nie poprzez dyrektywne porządkowanie go – bo przecież chaos ten nie został zaaranżowany bez przyczyny – lecz przewidywanie, co może stać się dalej i dokąd działania uczestników zmierzają. Musi umieć kierować tymi działaniami, jednocześnie niczego wprost nie sugerując. Specyfiką gier terenowych jest to, że mogą przybrać nieprzewidziany przebieg (pomysłowość np. budujących tratwę nie zna granic), w który nie można zbyt brutalnie ingerować. Z drugiej strony nie można też pozwolić zabawie toczyć się samej – bo zatraci ona walor edukacyjny.
To wszystko sprawia, że ktoś, kto prowadził jedynie tradycyjne szkolenia, a w outdoorze brał udział jedynie jako uczestnik, ma małe szanse poradzić sobie jako prowadzący. Potrzebne jest specjalistyczne szkolenie i praktyka. To pierwsze da teoretyczną wiedzę na temat budowania i prowadzenia treningów terenowych. Ale bez praktyki szkoleniowiec nie poradzi sobie w nietypowych sytuacjach, których kilka pojawia się podczas każdej zabawy w lesie czy na ściance wspinaczkowej.
W Polsce pojawiły się już kursy dla trenerów, jednak żaden nie koncentruje się na problematyce szkoleń terenowych. Dlatego w praktyce trzeba się opierać albo na osobach, które odbyły praktyki na Zachodzie, albo ich uczniach.
- Czy trenerzy sami potrafią wykonać wszystkie proponowane zadania?
Szkoleniowiec prowadzący np. sesję wykorzystującą elementy wspinaczki, nie musi być specjalistą od zakładania na skale punktów asekuracyjnych czy doboru lin do ćwiczenia. Tę część pracy wykonuje ratownik z uprawnieniami. Jednak trener także musi poznać podstawy wspinaczki – znać kilka popularnych węzłów, nauczyć się zakładać uprząż zabezpieczająca. Z pytaniami o to będą się do niego zwracać uczestnicy. Jeśli nie będzie znał nawet podstawowych odpowiedzi, straci wiarygodność. A zaufanie do trenera jest przecież podstawą skuteczności szkolenia.
Wiarygodność straci też trener, który co prawda wie, jak założyć uprząż, ale na skale nie daje rady wspiąć się ani o metr – nie pozwala mu na to kondycja fizyczna. Prowadzący zajęcia terenowe muszą więc regularnie o nią dbać. Nikt nie wymaga od nich przebiegnięcia maratonu, ale muszą zawsze umieć nieco więcej niż oczekują od uczestników.
Rzeczą oczywistą jest, że trener proponujący wspinaczkę czy zajęcia spadochronowe nie może mieć lęku wysokości, a ktoś kto prowadzi kanioning – lęku przed wodą.
- Jeśli szkolenia wykorzystują sporty ekstremalne czy survival, to w jaki sposób zapewnione jest bezpieczeństwo?
To jedno z najważniejszych pytań do firmy szkoleniowej – od odpowiedzi może zależeć bezpieczeństwo naszych pracowników. W zasadzie coraz rzadziej zdarzają się przypadki szkoleń, podczas których np. zabawę na wodzie zabezpiecza sam trener, „bo przecież umie pływać”. Wciąż jeszcze jednak warto zwracać uwagę, czy np. zabawę w jaskini będzie zabezpieczał grotołaz, czy tylko alpinista? Ten ostatni może być świetny na skale, jednak nie będzie wiedział, jak w trudnych momentach zachować się pod ziemią. A w przypadku organizowania spływu rwącą rzeką nie wystarczy zwykły ratownik z basenu, który nigdy nie widział na oczy pontonu. Chodzi więc nie o człowieka z uprawnieniami, ale o człowieka z właściwymi uprawnieniami. Oczywiście w przypadku większej grupy uczestników, ratowników musi być odpowiednio więcej.
Nie należy jednak przesadzać i żądać ratownika, jeśli szkolenie wykorzystuje jedynie tzw. zabawy ogrodowe, albo ma formę podchodów organizowanych w parku. W tym przypadku wystarczy apteczka i zdrowy rozsądek. Ważniejsze niż trener będzie tu zapewnienie transportu, którym będzie można odwieźć do lekarza kogoś, kto np. zwichnie nogę czy obetrze kolano.
- Czy firma szkoleniowa nie ma w swoich tradycjach wyłącznie szkół przeżycia?
Firmy, które do niedawna oferowały jedynie kursy wspinaczki, survivalu czy spływy kajakowe, dobrze wyczuły koniunkturę związaną ze szkoleniami dla biznesu. Zaczęły je oferować, najczęściej gwarantując rzeczywiście niezapomniane przeżycia i dobry poziom bezpieczeństwa. Kłopot w tym, że w takich firmach pracują wyłącznie alpiniści, byli żołnierze albo ratownicy górscy. Nie ma tam psychologów czy konsultantów zarządzania. Często oznacza to, że program jest ułożony przez kogoś, kto wcześniej służył w czerwonych beretach. Taka osoba nie potrafi przełożyć ćwiczeń terenowych na szkolenie umiejętności zawodowych. Często też wydaje jej się, że dziesięciogodzinny marszobieg przez góry nie jest niczym trudnym. W efekcie uczestnicy takich szkoleń już pierwszego dnia wieczorem leczą odciski palców. Nie uczą się natomiast niczego, może poza szacunkiem dla trudu żołnierskiego życia.
Warto więc upewnić się, że to konsultanci albo psychologowie układali program treningu. I nie dać się zwieść zapewnieniom byłych żołnierzy mówiących: „szkoliliśmy już przedstawicieli wielu firm i nikt nie narzekał”.
- Czy – w przypadku szkoleń połączonych ze szkołą przeżycia – będziemy spać w namiotach czy w hotelu?
Sen jest jedną z najsilniejszych potrzeb człowieka. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli uczestnikom zmęczonym po całodziennych przygodach nie zagwarantujemy wygodnego snu, następnego dnia nie będą skorzy do nauki, ani nawet zabawy w lesie. Pisząc „wygodny sen”, mam na myśli zagwarantowanie ciepłego prysznica i snu w normalnym łóżku, w hotelu czy ośrodku szkoleniowym. Namiot albo prycza w zbudowanym samemu szałasie pozornie może wydawać się doskonałym elementem zabaw terenowych. Jednak praktyka pokazuje co innego. Noc może być sporo chłodniejsza od dnia, a wiatr i deszcz nie dadzą się w 100% przewidzieć. Także poranna toaleta w górskim potoku nie każdemu sprawi przyjemność.
Oczywiście czasem rezygnacja z wygodnego hotelu na rzecz namiotu może być sensowna – jeśli np. wszyscy uczestnicy szkolenia są zapalonymi turystami i mają świetną kondycję. Jeśli jednak ostatnie kilka lat spędzili za biurkiem, brak wygodnego snu pogłębi tylko ich zmęczenie, zdemotywuje do szkolenia i utrudni naukę.
- Czy trenerzy są przygotowani na nagłe zmiany pogody?
Ktoś, kto planuje uczestnictwo w szkoleniu outdoorowym, musi być nastawiony na to, że być może będzie musiał przebywać na dworze w czasie deszczu czy chłodu. Oczywiście zabranie odpowiedniego ubrania to obowiązek uczestników, nie organizatorów szkolenia (chyba, że potrzebny jest strój specjalistyczny). Jednak czasem może się zdarzyć, że pogoda stanie się wyjątkowo nieznośna. Dobra firma szkoleniowa jest przygotowana na taką sytuacje. Powinna posiadać wyposażenie pozwalające na przeprowadzenie przynajmniej części szkolenia w budynku, na korytarzu czy w sali szkoleniowej. Wiele gier i zabaw tzw. ogrodowych nie zajmuje bowiem wiele miejsca i wymaga oprzyrządowania, które możliwe jest do skonstruowania w wersji przenośnej. Lepiej jednak upewnić się, że trenerzy nie załamią rąk, gdy uczestnicy odmówią wyjścia do lasu podczas burzy.
Organizacja dobrego merytorycznie i jednocześnie atrakcyjnego szkolenia terenowego nie jest tania. Wynajęcie specjalistycznego sprzętu, ratowników, czy przygotowanie terenu musi kosztować. Dlatego warto zadać firmie szkoleniowej powyższe pytania. Unikniemy w ten sposób sytuacji, w której ktoś zorganizuje szkolenie niższym kosztem, ale za cenę bezpieczeństwa czy wartości merytorycznej treningów. Jeśli już decydujemy się oszczędzać, lepiej zrezygnować z ekstremalnych zabaw (obniżając koszt sprzętu i zabezpieczenia) niż z jakości efektu edukacyjnego.
Polecamy: